Mały miś, którego wszyscy nazywali Michałek, spacerował po lesie. Nucił sobie do rytmu, podskakiwał tu i tam, obserwował wiewiórki na drzewach, a gdy na leśnej ścieżce leżał duży patyk, odkładał go na bok. Bardzo lubił te spacery. Szedł swoim własnym tempem. Czasami odpoczywał w mchu i cieszył się przyjemnym spokojem, który panował w lesie. Pewnego dnia, kiedy Michałek usiadł przy drzewie podczas takiego spaceru, coś go zaskoczyło.
– Uważaj, zejdź mi z drogi! – zawołał ktoś z oddali.
Miś wstał, rozejrzał się i zobaczył zbliżającego się do niego zająca. Biegł z niesamowitą prędkością. Kurz i drobne sosnowe igły wirowały wokół jego tylnych łap. Michałek zdążył skoczyć w bok, a zając po prostu go minął. Za kilka minut sytuacja się powtórzyła. Zając znów przebiegł obok misia tak, że zakręciło mu się w głowie.
Gdy biegł po raz trzeci, Miś zawołał do niego z daleka:
– Zaczekaj, zatrzymaj się, proszę. Chcę cię o coś zapytać.
Zając zatrzymał się, dysząc, i spojrzał na misia.
– Ktoś cię goni? – zapytał miś, zaciekawiony i zaniepokojony. Zając uśmiechnął się tylko i wyjaśnił:
– Nie, misiu, trenuję. Muszę być w dobrej formie. W przyszłym tygodniu jest leśny wyścig. Chciałbym zwyciężyć. Każdy z lasu może wziąć w nim udział. Jest kilka okrążeń wokół ścieżki.
– W dobrej formie? – zapytał zdziwiony miś.
– Tak się mówi, gdy chce się być dobrym i szybkim w sporcie – odpowiedział zając.
– Och, rozumiem – rzekł miś i kontynuował: – Mówisz, że każdy może wziąć udział? Ja też mógłbym?
– Jasne, że możesz. Ale musiałbyś dużo trenować – odpowiedział zając, patrząc na nieco pulchnego misia.
Od tego momentu miś nie myślał o niczym innym. Wiedział, że jest okrąglejszy i nie ma kondycji, jak powiedział zając, ale chciał spróbować. Nawet jeśli będzie ostatni, chciał przynajmniej przebiec te kilka okrążeń. Zaczął więc trenować. Biegał każdego dnia. Na początku powoli. W końcu trochę przyspieszył. Cieszył się sobą i dobrze się bawił.
Aż pewnego dnia nadszedł wielki dzień. Dzień wyścigu. Wszyscy zawodnicy ustawili się na linii startu. Prawie wszyscy byli tuż obok siebie. Zające, wilki, wiewiórki i ostatni w kolejce, niedźwiedź Michał. Pozostali patrzyli na niego z niedowierzaniem. Od czasu do czasu ktoś zażartował, że zawodnik z takim brzuszkiem powinien zostać w domu. Ale Michałek nie zwracał na to uwagi.
I wtedy zaczął się wyścig. Wszyscy biegli. Wszyscy byli z przodu. Miś był ostatni, ale nie przeszkadzało mu to. Biegł dalej. Wiedział, że da radę. Ale na ostatnim okrążeniu coś go zaskoczyło.
W trawie obok toru wyścigowego leżał zając. Upadł podczas wyścigu i złamał nogę. Ale nikt mu nie pomógł. Niektórzy byli już na mecie, a inni biegli tak szybko, że nawet go nie zauważyli. Michałek nie zawahał się i podbiegł do zająca. Wziął go w łapy i zaniósł na metę, aby ktoś mógł się nim zaopiekować. Kiedy pozostali zobaczyli, jak Michał zbliża się do mety, niosąc rannego zająca, wszyscy zaczęli klaskać. Nawet ci, którzy z niego szydzili, zawstydzili się.
Michał wolał uratować przyjaciela niż wygrać lub ukończyć wyścig. Był bohaterem. Nawet jeśli był ostatni. Pod koniec wyścigu rozdano cztery medale. Za pierwsze, drugie i trzecie miejsce oraz medal dla najlepszego zawodnika. Trafił on do Michała.