Był dzień przed Wigilią. Na zewnątrz lśniła biała kołdra śniegu. Na ulicach unosił się przyjemny zapach jedzenia i świątecznych pierników, dzieci budowały bałwany, a ludzie śpiewali kolędy. Oczy Jina rozświeciły się na widok wielkiej choinki na miejskim rynku, ale zaraz poczuł smutek, bo przypomniał sobie, że w te święta nie będą mieli wiele w domu. Nie mieliby nawet co do ust włożyć, gdyby stary piekarz z ulicy nie zlitował się nad chłopcem i jego matką. Wracał do domu, niosąc ciepły bochenek chleba i jajka w płóciennej torbie, którą podarował mu piekarz. Kilka lat temu zmarł ojciec Jina, odtąd rodzinie nie było łatwo. Co więcej, jego matka również poważnie zachorowała.
Jin cieszył się, że dotarł do domu. Na zewnątrz było już zimno, a jego płaszcz nie był zbyt ciepły. Powiesił go w przedpokoju i poszedł za mamą do jej pokoju. Na początku tylko otworzył drzwi, żeby jej nie obudzić, ale gdy zauważył jej oczy wpatrzone w okno, wszedł do jej pokoju.
– Cześć, mamo. Poszedłem do piekarza i dostałem chleb. Ukroję ci kawałek – powiedział Jin z radością do mamy, ale ona pogłaskała jego krucze włosy i powiedziała:
– Może później, Jin. Idź do łóżka. Jutro jest Wigilia.
Jin dał mamie całusa w policzki i poszedł do swojego łóżka. Wiedział, że nie opłaci się namawiać mamy, skoro i tak nie zamierzała jeść. Tak więc oboje zasnęli, myśląc o sobie. Mama chciała, żeby Jin miał miłe święta, takie jak miały inne dzieci, ale z powodu choroby nie mogła nic robić. A Jin? Usiadł przy oknie, które nieco otworzył, i patrzył przez nie na gwiazdy. Za każdym razem, gdy widział ich blask, budziła się w nim nadzieja. Nadzieja, że jego matka wyzdrowieje i że będzie im się lepiej wiodło.
– Chciałbym, żeby wszystko było znowu takie jak kiedyś. Gdyby tylko moja mamusia wyzdrowiała – wymamrotał, a po tych słowach rozległ się szelest przy oknie. Nagle w jego oknie pojawił się anioł, nie większy od niego. Jego skrzydła lśniły nieco w świetle księżyca i wyglądały jak najdelikatniejszy pył z piór. Jin jednak w popłochu odskoczył od okna i złożył ręce w geście obronnym.
– Kim jesteś? – zapytał, spoglądając w górę na anioła, który właśnie trzepotał skrzydłami.
– Jestem świątecznym aniołem. Jest nas tylko kilku i możemy spełnić tylko jedno świąteczne życzenie każdego roku – wyjaśnił anioł, a Jin obserwował go szeroko otwartymi oczami.
– Ale dlaczego przyszedłeś do mnie? – zapytał, a aniołek gwizdnął w jego włosy.
– Jesteś chłopcem o bardzo dobrym i czystym sercu, Jin. Zasługujesz na szczęście – Anioł uśmiechnął się do chłopaka, który wciąż nie chciał uwierzyć, że to jest prawdziwe. – Słyszałem twoje życzenie i spełnię je. A teraz idź do łóżka, bo inaczej się nie spełni – powiedział, a Jin posłusznie położył się pod kołdrą i szybko zasnął.
Rano obudziło go światło przebijające się przez jego szybę. Usiadł w łóżku i przetarł oczy. Przypomniał sobie noc i swojego anioła. Potrząsnął głową, uznając, że chyba postradał zmysły, i poszedł do kuchni. Tam nie mógł uwierzyć swoim oczom. Stół był zastawiony jedzeniem, w ich kominku płonął ogień, a obok stała przystrojona choinka.
„Co tu się stało?” – pomyślał, a z jego oka spadła mała łza. Spojrzał na matkę, która po miesiącach stała na nogach, a na jej policzkach też pojawił się rumieniec.
– Mamo! – wykrzyknął radośnie i przytulił się do mamy.
– Jin, skąd to się wzięło? – zapytała mama ze zdziwieniem.
– To był anioł, mamo, prawdziwy anioł. Wierzysz mi? – Spojrzał swoimi wielkimi oczami na mamę, która skinęła głową i poklepała syna.
– Wesołych Świąt, synku.
– Wesołych Świąt, mamo – powiedział radośnie Jin i od tego dnia codziennie dziękował aniołowi, który uzdrowił jego mamę.