O dwunastu miesiącach

W małym prostym domku mieszkała macocha z dwiema córkami. Helena była jej rodzoną, a Marysia przybraną. Helena nie miała ochoty na jakąkolwiek pracę – całymi dniami leniuchowała i marzyła, że pewnego dnia w jej drzwiach pojawi się bogaty narzeczony, który zapewni jej dobrobyt. Marysia była jej całkowitym przeciwieństwem. Z zapałem wykonywała wszystkie obowiązki domowe, a każda praca wychodziła jej doskonale.

Z każdym dniem stawała się również coraz piękniejsza. Macocha, obserwując to, zaczęła się niepokoić. Zrozumiała, że z takim wdziękiem i pracowitością Marysia przyciągnie każdego mężczyznę, podczas gdy jej własna córka, Helena, zostanie pominięta. Postanowiła pozbyć się Marysi…

Pewnego dnia, w środku mroźnej zimy, Helena zapragnęła fiołków. Chciała włożyć je za pas, by móc wąchać ich zapach, kiedy tylko przyjdzie jej ochota. Macocha natychmiast znalazła rozwiązanie: wyśle Marysię, by przyniosła kwiaty. Uznała, że wyprawienie jej w mróz to doskonała okazja, aby dziewczyna już nie wróciła. „Przynieś Helenie bukiet fiołków,” poleciła surowo. „Jeśli tego nie zrobisz, wyrzucę cię z domu!” Marysia próbowała się tłumaczyć: „Ale gdzie znajdę fiołki zimą? Jeśli Helena poczeka do wiosny, zerwę jej najpiękniejszy bukiet.”

Bajka dla dzieci - O dwunastu miesiącach
O dwunastu miesiącach

„Śmiesz mi się sprzeciwiać? Helena chce fiołki teraz. Na wiosnę każda dziewczyna ma za pasem fiołki. Nie wracaj do domu bez kwiatów, mówię ci!” wściekła się macocha.

Zrozpaczona Marysia ruszyła w zaspy, szukając kwiatów, choć dobrze wiedziała, że ich znalezienie w takich warunkach graniczy z cudem. Przez długie godziny błądziła w śniegu, aż dotarła na łąkę, gdzie zobaczyła płonący ogień. Wokół ognia ustawiono w kręgu dwanaście kamieni, na których siedzieli wysocy mężczyźni. Były to ludzkie wcielenia dwunastu miesięcy roku. Regularnie zmieniali oni swoje miejsce, zgodnie z miesiącem, który właśnie panował.

Marysia była zziębnięta, więc ośmieliła się i spytała się miesięcy, czy mogłaby na chwilę usiąść przy nich i ogrzać się przy ognisku.

„Oczywiście, że możesz się ogrzać, dziewczynko. Ale co sprowadza cię tutaj w taką mroźną porę?”

„Macocha kazała mi zerwać fiołki dla siostry,” odpowiedziała szczerze Marysia.

„Fiołki? W środku zimy? To niemożliwe!” – zdziwił się Styczeń, który siedział na największym kamieniu, ponieważ właśnie była jego kolej.

„Przecież wiem, ale siostra z macochą mi to nakazały. Jeśli ich nie przyniosę, wyrzucą mnie z domu,” wyjaśniła Marysia.

Styczeń spojrzał na Marysię, a potem skinął w stronę innego mężczyzny w kole: „Bracie Marcu, usiądź na moim miejscu”. Marzec zamienił się miejscami ze Styczniem. Potem podniósł nad głowę drewnianą pałkę i kilkakrotnie nią zakręcił. Wokół niego stopniał śnieg, wyrosła zielona trawka, a z ziemi wyłoniło się kilka fiołków. Akurat wystarczy na ładny bukiecik.

„Pozbieraj je, Marysiu, byle szybko!” zachęcił ją Marzec.

Szczęśliwa Marysia zebrała fiołki, dziękując miesiącom z całego serca, po czym ruszyła z powrotem do domu. Kiedy otworzyła drzwi, zapach fiołków wypełnił całą izbę. Helena z macochą jednak nie były tak zadowolone, jak Marysia się spodziewała. Zapytały ją, gdzie zebrała te fiołki.

„Tam wysoko na wzgórzu. Rośnie ich tam mnóstwo,“ szepnęła Marysia.

Helena i macocha wymieniły spojrzenia, ale nic nie powiedziały. Następnego dnia Helena zapragnęła truskawek. Macocha, nie zważając na porę roku, znów wysłała Marysię. Dziewczyna, nie mając wyboru, udała się w śniegi. Po długiej wędrówce ponownie dotarła do miejsca, gdzie znajdowało się ognisko i dwunastu miesięcy. Znowu grzecznie ukłoniła się i wyjaśniła, czego tym razem szuka. „Drogie miesiące, siostra pragnie truskawek, a ja nie mogę ich nigdzie znaleźć…”.

„No jakże by inaczej, skoro wszędzie jest śnieg i mróz…” zmarszczył brwi Styczeń. Następnie zaprosił jednego ze swoich braci:

„Bracie Czerwcu, chodź usiąść na moje miejsce.” Czerwiec przesunął się na największy kamień, zakręcił swoją drewnianą pałką nad głową i wokół niego pojawiła się zieleń, a z ziemi wyrastały małe krzaczki truskawek. W krótkim czasie były obsypane czerwonymi truskawkami. Czerwiec poprosił Marysię, aby szybko je zebrała i pobiegła do domu. Wzruszona Marysia tak uczyniła i bardzo dziękowała miesiącom. Kiedy wróciła do chaty z truskawkami, nie otrzymała żadnej wdzięczności. Ale Helena cicho cieszyła się truskawkami.

Następnego dnia Helena zapragnęła jabłek, a Marysia po raz kolejny musiała wyruszyć na wzgórze. Została wyrzucona za drzwi z poleceniem, aby nie wracała bez jabłek, bo spotka ją coś złego. Gdy biedna Marysia dotarła zmarznięta i ze łzami w oczach do znanego ogniska na łące, nie musiała już nic wyjaśniać.

„Czego tym razem żąda twoja siostra?” zapytał od razu Styczeń.

„Siostrzyczka ma wielką ochotę na jabłuszka, drogi Styczniu.”

„Bracie Wrzesień, chodź i usiądź na moim miejscu,” Styczeń poprosił swojego brata. Ten usiadł, zakręcił drewnianą pałką nad głową, a stojąca nieopodal jabłoń zazieleniła się, wypuściła pąki, które zamieniły się w soczyste jabłuszka. „Chodź i szybko zabierz kilka…” zaprosił Marysię. Marysia trzęsła drzewkiem, aż spadło kilka jabłuszek.

„Szybko je pozbieraj i idź do domu, dziewczynko,” zachęcił ją Wrzesień. Marysia pozbierała, co spadło, podziękowała miesiącom i pobiegła zanieść jabłuszka Helenie.

Helena rozkoszowała się nimi, ale to było za mało. „Dlaczego jest ich tak mało? Na pewno zjadłaś resztę, ty bezużyteczna przybłędo!“ grzmiała na nieszczęsną Marysię.

„Nie, siostrzyczko, nie wzięłam ani gryza! Przyniosłam ci wszystkie jabłuszka, które strząsnęłam z drzewa.“

„A gdzie jest to drzewo?“ chciała wiedzieć Helena.

„Tam wysoko na wzgórzu. Rośnie tam drzewo pełne jabłuszek,“ odpowiedziała Marysia.

Kiedy Helena usłyszała, że jabłek jest tam jeszcze dużo, wzięła ciepły płaszcz, worek na jabłka i pospieszyła na wzgórze. Przecież nie zostawi ich Marysi, żeby znowu zjadła wszystkie, nie zostawiając za wiele dla swojej siostry. Kiedy dotarła na wzgórze, zobaczyła ogień i bez pytania oraz bez pozdrowień przedarła się prosto do ogniska.

„Hej, starcy, nie widzieliście tu drzewa pełnego jabłek?” jedynie to ją interesowało. Obraziła braci miesięcy tym brakiem szacunku. Styczeń zakręcił nad głową swoją drewnianą pałką, niebo się zachmurzyło, przyszła zamieć i zaczęło śnieżyć. Helena została zdmuchnięta i błądziła w zaspach wysokich jak góry, aż osłabła i zamarzła.

Tymczasem w domu na Helenę czekała jej matka, ale Heleny nigdzie nie było. „Więc Helena gdzieś się objada jabłkami, a mnie nie przyniesie? No to muszę tam pójść po nie sama.” Wyruszyła na wzgórze i dotarła właśnie, gdy wiatr wiał najmocniej. W śnieżnej zamieci również się zgubiła i w końcu zamarzła.

Marysia niecierpliwie wyglądała ich przez kilka dni. Martwiła się o nie. Kiedy w końcu ustał północny wiatr i śnieżna zawieja, wybrała się do braci miesięcy, aby dowiedzieć się, czy wiedzą coś o jej siostrze i macosze.

Styczeń ją uspokajał: „Nie martw się już nimi, dziewczynko. Spotkał je los, na jaki zasłużyły. Masz dobre serce i wiele z nimi przeszłaś. Wróć do domu, szczęście cię nie ominie.“

Marysia wróciła do domu, chociaż było jej żal siostry i matki. Nienawiść ani mściwość nigdy nie miały miejsca w jej sercu. Po pewnym czasie smutek minął, gospodarowała sama i dobrze jej się wiodło. Jej uroda i dobroć nie umknęły uwadze przystojnego syna miejscowego wójta. Marysia również znalazła w nim upodobanie, więc wkrótce gospodarowali razem i wiodło im się wspaniale.

4.4/5 - (85 votes)

Wstaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *