Dawno, dawno temu w pewnym mieście żył sobie bogaty kupiec, któremu niczego nie brakowało. Miał wszystko, czego tylko mu było trzeba. A nawet więcej – miał wszystko, o czym tylko mógł zamarzyć. Służący całymi dniami znosili mu egzotyczne owoce, piękne tkaniny i wiele innych niezwykłych i rzadkich rzeczy.
Jednego tylko nie miał. Nigdy się nie ożenił i nie urodziły mu się dzieci. Kiedy pewnego ranka spostrzegł pierwszy siwy włos na swojej głowie, pomyślał, że jak tak dalej pójdzie, nie będzie miał komu zostawić wszystkich swoich bogactw. Na tę myśl kupiec poczuł smutek, postanowił więc, że trzeba tu coś zaradzić.
Kupiec przewyższał innych mieszkańców miasta na dwa sposoby – swym bogactwem i swoją próżnością. Próżny był bowiem niesłychanie! Wydawało mu się, że jeżeli jemu tak się w życiu poszczęściło, to na pewno dlatego, że jest wyjątkowy. Że los wybrał jego, kupca, do specjalnych, wyższych celów. Z góry spoglądał na wszystkich wokół.
Dlatego pomyślał, że dziewczyna, z która miałby się ożenić, musi być najpiękniejsza, najmądrzejsza, najdzielniejsza, najbardziej zaradna i wyjątkowa w każdym calu. W zamian oferował dużo – całe swoje bogactwo i życie w przepychu.
W kolejce ustawiły się panny z całego królestwa, ale żadna nie mogła sprostać oczekiwaniom kupca. Ta była za niska, a tamta za chuda. Jeszcze inna niby dobra, ale niezbyt mądra. W końcu spośród wielu chętnych udało mu się wybrać dziesięć panien. Były to prawdziwe piękności. Każda z nich mówiła przynajmniej pięcioma językami, umiała śpiewać i grać na instrumentach. Tańczyły najpiękniej na świecie. Nie bały się też żadnej pracy.
Kupiec nie mógł się zdecydować, więc w swojej próżności postanowił wyznaczyć chętnym pannom zadanie. Która mu sprosta, będzie mogła go poślubić.
A oto ono: żoną kupca zostanie ta, która z dalekich stron przyniesie mu pełną złota sakiewkę bez dna, butelkę, z której zawsze płynie krystalicznie czysta, źródlana woda, a także chlebak, z którego zawsze można wyciągnąć najpyszniejsze, najświeższe bułki, co nigdy się nie skończą. Jak można się domyślić, zadanie to wcale nie było łatwe.
Jedną z chętnych była Krysia. Dziewczyna tak naprawdę wcale nie chciała wychodzić za takiego nadętego zarozumialca, jakim był kupiec. Pochodziła jednak z bardzo biednej rodziny. Jej rodzice byli już starzy i nie mogli pracować. W domu zagościła bieda. Krysia pomyślała, że zostanie wymarzoną żoną kupca i w ten sposób pomoże swoim rodzicom.
Kiedy tylko ogłoszone zostały szczegóły zadania, Krysia poszła pożegnać się z rodzicami i nie czekając na nic, ruszyła w drogę. Szła dniami i nocami i zaglądała do każdego zakamarka w królestwie. Co się z nią działo? Aż trudno w to uwierzyć, a w co nietrudno uwierzyć, aż strach opowiedzieć! Walczyła ze smokami i targowała się z czarownicami, a raz nawet musiała zakraść się do nory bardzo podejrzanej rodzinki lisów. Koniec końców jednak już po miesiącu dzielna Krysia wracała do domu ze skarbami, które miała dostarczyć kupcowi.
Po drodze jednak trafiła do bardzo smutnego miasta. Wcześniejszej nocy zaatakował je przerażający stwór, który zagroził, że pożre wszystkie dzieci, jeżeli mieszkańcy nie zapłacą mu okupu. Problem w tym, że byli strasznie biedni i nie mieli pieniędzy, żeby zapłacić. Krysia niewiele myśląc oddała im sakiewkę bez dna, z której ciągle wysypywały się złote monety. Miasto było uratowane. „Trudno” – pomyślała Krysia. „Może kupiec zadowoli się tylko butelką i chlebakiem”.
Po kilku dniach szła przez pole tak suche, że po każdym jej kroku w powietrze wzbijał się kurz. Tylko gdzieniegdzie z ziemi wyrastało zeschnięte źdźbło trawy. Mieszkańcy okolicznych miasteczek i wsi mieli smutek w oczach. Rzeka wyschła, a we wszystkich studniach nagle skończyła się woda. Krysia popatrzyła na swoje skarby, a potem na przestraszone twarze ludzi. Długo nie musiała myśleć. Oddała im czarodziejką butelkę, z której już po chwili na pole popłynęła woda.
Dziewczyna już miała odchodzić, kiedy jeszcze raz obejrzała się za siebie. „No tak” – pomyślała. „Zanim nowe rośliny urosną, minie trochę czasu, a ludzie już teraz nie mają co jeść”. Po chwili z plecaka Krysi zniknął również chlebak. Oddała go ludziom z najbliżej wioski, z zastrzeżeniem, że mają się ze wszystkimi podzielić po równo.
Wizja małżeństwa z bogatym kupcem prysła niczym niezwykły sen. „Cóż – pomyślała Krysia – biedniejsza od tego nie jestem! Po prostu zakaszę rękawy, postaram się jeszcze bardziej, a moim rodzicom nigdy nie zabraknie chleba”.
Po kilku tygodniach dziewczyna wróciła do rodzinnego miasta. Okazało się jednak, że wieści o jej wyczynach dotarły tam znacznie szybciej niż ona. Kupiec, słysząc o tym wszystkim, głęboko się zamyślił. Próżny był co prawda niesłychanie, ale nie znaczy to, że głupi. Zrozumiał, że jego marzenia wcale nie były mądre. Przecież ma komu zostawić swoje bogactwa! W jego mieście mieszka tylu ludzi, a nie każdemu powodzi się tak dobrze, jak jemu.
Dlatego postanowił rozdać wszystko innym, a zostawić sobie tylko tyle, ile człowiekowi faktycznie potrzeba do szczęśliwego życia. Rodzice Krysi także otrzymali od niego dary. Zamieszkali od teraz w pięknym i wygodnym domu, wyposażeni w pieniądze na wszelkie wydatki. Kupiec przestał zajmować się też szukaniem żony, zamiast tego ruszając w góry, by tam szukać sensu życia.
A co stało się z Krysią? Wcale nie wyszła za kupca, choć zostali dobrymi znajomymi. Ale po jej powrocie wszyscy mieszczanie byli zgodni. Jest taka mądra, dobra i dzielna, że musi zostać ich królową!
Tak też się stało. Królowa Krysia rządziła bardzo długo, a pod jej rządami nikomu nie zabrakło niczego. Nie musiała też długo czekać na to, żeby to właśnie do niej ustawiła się kolejka kawalerów chętnych do małżeństwa. Krysia nie wiedziała jeszcze, którego z nich wybierze, ale wiedziała, co będzie musiał jej przynieść przyszły mąż: – otwarte, dobre dla innych serce.
Bardzo ładna bąka.