Pewnego dnia pani Zającowa poprosiła Maszę i niedźwiedzia, czy mogliby zaopiekować się dwoma małymi urwisami – małymi zajączkami, które spokojnie spały w wózku. Máša i niedźwiedź się zgodzili. To będzie łatwe, przecież śpią. A zanim się obudzą, ich mama wróci z zakupów.
Ale gdy słoneczko połaskotało zajączkom wąsy, otworzyli oczka i już chcieli wyjść.
„Cześć, zajączku, będziemy się bawić,” powiedziała Máša, trzymając zajączka i kładąc go na trawie.
Odwróciła się po klocki z obrazkami, ale gdy spojrzała z powrotem, zajączka już tam nie było.
„Zajączku? Gdzie jesteś?” wołała i rozglądała się.

Niedźwiedź, który trzymał drugiego zajączka, wskazał palcem w stronę lasu. Máša zobaczyła tylko biały ogonek, jak znika między drzewami. Pobiegła za nim. Chwilę to trwało, ale dogoniła go i złapała.
„Nie możesz uciekać, łobuzie. Przecież mogłoby ci się coś stać,” mówiła mu Máša w drodze, gdy niosła go z powrotem do ogródka przy domku niedźwiedzia.
W połowie łąki obok niej przebiegł drugi zajączek, prawie że nie podciął jej nóg. Zaraz za nim pędził niedźwiedź. Też mu uciekł i próbował go szybko złapać. Był już prawie przy nim, ale potknął się o pień i zajączek zyskał przewagę. W końcu udało mu się go jednak złapać.
Zajączki próbę ucieczki powtórzyły jeszcze trzy razy. Za każdym razem udało się je złapać Máše i niedźwiedziowi, ale ledwo łapali oddech.
„Przydałby się jakiś wybieg, żeby nie mogli nam uciekać,” westchnęła Máša.
Niedźwiedź wpadł na pomysł i od razu zaczął budować wolierę, taką ogromną klatkę, w której będą mogli zbudować zajączkom z klocków tor przeszkód. Po chwili miał gotowe.
„Wow, to jest niesamowite! Chodźcie zobaczyć, zajączki,” zaklaskała z entuzjazmem Máša. „Zajączki?”
Zajączki znowu zniknęły.
„Och nie! Musimy je szybko znaleźć, żeby nic im się nie stało!”
Máša z niedźwiedziem pobiegli w stronę, gdzie zajączki zawsze biegały. Wołali, szukali, ale po zajączkach jakby ziemia się zapadła.
Máša z niedźwiedziem doszli aż do lasu. Tam w końcu zobaczyli zajączki. Złapały się w zastawioną sieć!
„Który zły człowiek zastawił tu pułapkę?” złościła się Máša. Ale nie musiała długo się domyślać, ten człowiek pojawił się wkrótce.
„Spójrzmy,” cieszył się ten mężczyzna, „dwa zajączki. Choć mali i chudzi, ale z was będzie dobra zupa.
Niedźwiedź się rozzłościł i skoczył na kłusownika. Zaryczał na niego po niedźwiedziemu, aż kłusownik usiadł na tyłku.
Máša tymczasem uwolniła z sieci zajączki. A co teraz z siecią? Máša wpadła na pomysł. Rzuciła ją na kłusownika, który chciał polować na zwierzątka w lesie. Niedźwiedź zawiązał sieć i kopnął łotra tak mocno, że wyleciał z lasu i stoczył się z góry prosto do miasta. Kto wie, jak długo by się toczył, gdyby nie zatrzymał się na policyjnym aucie. To tylko otworzyło drzwi i załadowało kłusownika. Za zastawianie pułapek i krzywdzenie zwierzątek czeka go teraz porządna kara.
Máša z niedźwiedziem wrócili na ogródek z uratowanymi zajączkami i wypuścili je do woliery. Bardzo im się spodobał wybieg z przeszkodami. Biegali w kółko, przeskakiwali przeszkody i drabinki, które zbudowali im Máša z niedźwiedziem. Tak się zmęczyli, że potem wypili sok marchewkowy i grzecznie zasnęli w wózku.
W tej chwili wróciła też pani Zającowa. Kiedy zobaczyła, jak Máša z niedźwiedziem ładnie bawią się z jej dziećmi, nagrodziła ich słodką marchewką i bardzo im dziękowała. A Máša z niedźwiedziem? No, jak tylko pani Zającowa odeszła z wózkiem do domu, po tym męczącym dniu wskoczyli do łóżka i spali twardziej niż niejeden borsuk zimą.