Była ciepła jesień, słońce świeciło, a Máša z niedźwiedziem poszli bawić się do lasu.
„Zróbmy wyścigi,” zaproponowała Máša. „Kto pierwszy dotrze do tego dużego pnia, wygrywa.”
Niedźwiedź skinął głową i już się cieszył, że ten wyścig na pewno wygra.
„Więc trzy, dwa, jeden… i teraz!” odliczyła Máša i oboje ruszyli z wiatrem na wyścig.
„Pomóżcie mi!” rozległo się w leśnej ciszy.

Máša i niedźwiedź natychmiast się zatrzymali. Całkowicie zapomnieli o wyścigu i nasłuchiwali, skąd dochodzi to rozpaczliwe wołanie.
„Pomocy, proszę! Nie mogę się ruszać.”
Niedźwiedź wskazał w kierunku, skąd dochodziło wołanie. Obok drogi leżało kilka dużych kamieni i rosły zarośla. A właśnie z tego gąszczu dochodziły prośby o pomoc. Máša z niedźwiedziem od razu tam pobiegli.
Już kiedy Máša zbliżała się do tego miejsca, coś jej się nie podobało. W uliczkach między głazami leżały porozrzucane zgniecione torebki po cukierkach, plastikowe butelki i puszki. Kawałek dalej w zaroślach leżał czarny worek wypchany śmierdzącymi odpadkami. A zaraz za tym krzakiem leżała ta mała nieszczęśnica. To wiewiórka wołała cały czas o pomoc. Zaplątała się w plastikową torbę i nie mogła się ruszyć.
„Wiewiórko, jak ci się to udało?” dziwiła się Máša i powoli zbliżała się do przestraszonej wiewiórki.
„W tej torbie został woreczek z kilkoma orzeszkami. Chciałam je wyciągnąć, ale kiedy chciałam wyjść, zaplątałam się w to ucho,” wskazywała wiewiórka oczami na część torby, ponieważ łapki miała związane. „Próbowałam się odplątać, ale tylko bardziej się zaciskałam, aż tak się tutaj uwięziłam.”
„Poczekaj, pomogę ci wyjść,” powiedziała Máša i już rozplątywała plastikową torbę.
„Dziękuję wam, przyjaciele,” ucieszyła się wiewiórka, gdy była wolna. „Uważajcie tutaj. Czasami leżą tu ostre kawałki szkła.”
Máša spojrzała na niedźwiedzia. Ten trzymał się za brodę, intensywnie myślał i marszczył się na cały ten bałagan wokół.
„Niektórzy ludzie są gorsi niż świnie,” mówiła Máša. „Śmieci przecież nie należą do lasu. Przecież ktoś może się zranić.”
Niedźwiedź skinął głową i gdzieś pobiegł. Zanim Máša się rozejrzała, wracał już z wózkiem. Załadował na niego worek i kontynuował zbieranie śmieci. Máša natychmiast dołączyła.
W ten sposób razem z niedźwiedziem przeszli i posprzątali cały las. Kiedy wracali przez las, zobaczyli, jak jakiś facet z czarnym workiem na ramieniu idzie drogą. I już miał go wrzucić w wysoką trawę, kiedy nagle Máša krzyknęła do niego: „Las to nie śmietnik, ty jeden głupku!”
Facet się przestraszył, ale szybko się opanował. Przecież nie będzie go pouczać jakaś mała dziewczynka.
„Pilnuj swojego, biedronko.”
Facet się odwrócił, żeby wyrzucić śmieci, ale z jeżyn wyszedł niedźwiedź. Mruczał groźnie i wyglądał bardzo zdenerwowany.
„Ja, ja, ja,” jąkał się facet ze strachu, „zabiorę to na wysypisko. Obiecuję. Niedźwiedź!”
I z workiem uciekł z lasu.
Niedźwiedź z Maszą uśmiechnęli się do siebie. To się nazywa dobrze wykonana robota. Najważniejsze, żeby facet opowiedział o tym wszystkim podobnym łobuzom, którzy rzucają śmieci wokół siebie. Aby nikt inny już tego nie zrobił.
Wieczorem, kiedy Máša i niedźwiedź mieli już wszystkie śmieci posegregowane w koszach, niedźwiedź przybił przy drodze do lasu tabliczkę, na której napisał: „Uwaga! O ten las dbają Máša i niedźwiedź.”