Są na tym świecie moce dobre i złe. I diabły, i anioły. I czasem, kiedy spotyka się diabła, on proponuje coś, czego pragniemy, a wtedy trudno mu odmówić.
Był sobie Kaszub, który wracając kiedyś z pola, spotkał diabła. Ten zagadał do niego, obiecując mu pakt: ziemię żyzną w zamian za odpowiedź na pytanie dotyczące tych ziem. Kaszub bał się zawierać pakty diabelskie. Skłamał więc, że nie zna odpowiedzi na pytanie i zapyta żonę, jak wróci do domu.

– Dobrze, Kaszubie, ale jeśli nie przyjdziesz jutro z odpowiedzią, duszę twoją wezmę – zagroził diabeł.
Wrócił Kaszub do domu. Z żoną zaczął rozmawiać. Na wieść o spotkaniu z diabłem żona Kaszuba wpadła w panikę. Spakowała dobytek i uciekła do rodziny.
Działaniem żony zmartwił się Kaszub. Udał się do proboszcza po poradę. Proboszcz, słysząc o uprawach diabła, kazał spalić ziele, które rosło na jego polach.
Zapach palonego tytoniu połączonego z polnymi ziołami niósł się po całej okolicy. Był on na tyle przyjemny, że i Kaszub zdecydował się w przyszłym roku na swoich ziemiach ziele tytoniu uprawiać. Odkrył, że najprzyjemniejsza forma zażywania tytoniu to ususzone, sproszkowane ziele, które można do nosa stosować.
I od tego czasu zaczęto zażywać na Kaszubach tabakę. Stało to się zwyczajem ludzi starszych, rozrywką i zbiorowym rytuałem stosowanym od święta.
Diabeł zaś zniknął w okamgnieniu, bo mocy świętych się przestraszył. Żyzne ziemie zostawił, buty pogubił, nawet swojego dobytku nie wziął. Tak się bał proboszcza!
Żona Kaszuba wróciła do domu z poczuciem ulgi, że diabła na tych terenach już nie ma. A i sam Kaszub odetchnął z ulgą, że paktów diabelskich nie musiał zawierać.
Morał płynie z tej legendy taki, że kiedy diabeł na drodze nam staje, warto kogoś jeszcze poprosić o pomoc. I nawet jeśli pierwsza poproszona osoba nie pomoże, to druga może już tak.