Michał był bardzo wyczerpany. Otaczała go ciemność, a powietrze wypełniał zapach węgla i wilgoci.
Po 7 godzinach pracy w kopalni każdy poczułby zmęczenie – co dopiero chłopiec ledwo 14-letni, którego w ogóle nie powinno tam być. Ale nie było rady. Niedawno stracił ojca, a matka nie była w stanie ich utrzymać bez pomocy syna.
Michał musiał pójść do pracy, a tylko kopalnia dawała mu szansę na solidny zarobek w jego okolicy. Musiał też przekonać sztygara, że będzie pracował na równi ze starszymi górnikami, bo ten mu nie dowierzał.
I teraz właśnie nadszedł moment, w którym słowa sztygara zdawały się bliższe prawdy.
Nogi i ręce Michała zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa i pewnie osunąłby się na ziemię, gdyby nie podtrzymał go starszy górnik, który nagle wyłonił się zza rogu.
Michał uniósł głowę, by podziękować, i spojrzał w pomarszczoną, ubrudzoną węglem twarz górnika. Ten wyciągnął w jego stronę skibę chleba, uśmiechając się tajemniczo:
– Jedz, chłopoczku, jedz, to jest ciynżko robota. A ja tu z tobą porobię, jeno niy mów sztygarowi, a mi piniędzy pół zostaw, co ci zapłaci.
Chłopiec zgodził się z ochotą. Lepiej było zarobić mniej, a nie stracić pracy. Jego własne siły wyczerpały się przecież już w pierwszym dniu.
Ale kiedy spróbował chleba, który podał mu górnik, zmęczenie minęło jak ręką odjął! Michał nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Pracowali ze starszym kolegą jeszcze kilka godzin, a następnego dnia spotkali się znowu w tym samym miejscu kopalni. I następnego, i jeszcze następnego.
Po tygodniu nadszedł czas, gdy Michał mógł odebrać pierwszą wypłatę. I teraz na sztygara przyszła kolej, by nie dowierzać własnemu szczęściu. Urobek chłopca dziesięciokrotnie przewyższał osiągnięcia każdego z jego dorosłych kolegów!
Sztygar zapewnił Michała, że pracę ma zapewnioną. Chłopiec natomiast miał do wykonania jeszcze jedno zadanie.
Michał odnalazł swojego wybawcę bez trudu. Ten znowu siedział na kamieniu, uśmiechając się w podobnie nieodgadniony sposób, co wcześniej. Odsunął od siebie rękę Michała, w której ten podał mu należne pieniądze.
– Sobie bierz, sobie, mnie nie trza. Jo tylko chcioł sprawdzić, czyś uczciwy. A ześ uczciwy, tedy duch kopalni będzie ci sprzyjoł.
Po tych słowach starszy górnik rozpłynął się w powietrzu!
Wtedy Michał pojął w lot, z kim pracował przez ostatni tydzień. Był to nie kto inny jak Skarbnik – duch, który w kopalniach wspiera wszystkich górników, co nie mają nic na sumieniu.
Chłopiec z wdzięcznością pomyślał o swoich rodzicach – ojcu i mamie, którzy wychowali tak, by zawsze dotrzymywał danego słowa. Odetchnął przy tym z ulgą, bo dzięki całemu zarobkowi z minionego tygodnia on i matka nie będą musieli się już martwić o jedzenie.
A kiedy minęła sobota i niedziela, na porannej szychcie Michałowi mignęła znajoma czupryna siwych włosów. Uśmiechnął się pod nosem i poszedł do pracy krok w krok za Skarbnikiem.