Działo się to na Mazurach przed wieloma wiekami. Mazury to kraina jezior większych i mniejszych, jezior, wokół których toczyło się życie.
I jest na Mazurach jedno jezioro, które Jeziorem Leleskim się nazywa. Dawniej zarządzał terenami wokół tego jeziora zły zarządca. W swej chciwości zabronił chłopom połowu ryb z jeziora.
Surowo karał tych, którzy zakaz łamali.
– Co do licha! – przeklął któregoś dnia pod nosem, kiedy jego sieci zostały wyłowione z połaci jeziora.
Były bowiem puste. Ani jedna ryba się nie złapała!
– Pewnie czar czarownice rzuciły! – stwierdził zły zarządca.
Niezadowolony z nieudanych połowów wybrał się do okolicznej miejscowości, aby tam dochodzenie przeprowadzić, by ustalić, która z kobiet mieszkających we wsi na jezioro czar rzuciła. W dochodzeniu miał mu pomóc kat.
Kat dwoił się i troił. I groźbą, i prośbą z kobietami próbował rozmawiać: do żadnych wniosków jednak nie doszedł. Dalej nie wiadomo było, czy to czar na jeziorze ciąży i kto mógłby być za niego odpowiedzialny.
Niezadowolony zły zarządca wezwał więc na pomoc nurka, aby sprawdził podwodne głębiny, czy ryby są w jeziorze. Nurek ani jednej ryby nie zobaczył!
Frustracja złego zarządcy rosła. Udał się po pomoc do czarownicy, co na odludziu mieszkała. Ale i ona mu nie pomogła, a wręcz go nastraszyła:
– Zginiesz marnie, człowieku, coś dobrym ludziom ryb pożałował! – wykrzyczała
Zły zarządca oddalił się zatem w pośpiechu.
Na drugi dzień postanowił wybrać się na polowanie, żeby trochę relaksu i rozrywki zaznać. Galopował na swoim koniu z bronią w ręku, kiedy niedźwiedź stanął im na drodze.
Koń się wystraszył i wbiegł do jeziora, skazując w ten sposób złego zarządcę na śmierć w wodnej otchłani.
Minęło kilka dni i ryby powróciły do jeziora. Zakaz łowienia wprowadzony przez złego zarządcę przestał obowiązywać. I nikt nigdy już podobnego zakazu nie wprowadzał.