Dawno, dawno temu, kiedy Gdynia była jeszcze małą osadą rybacką, a nie dużym miastem jak dziś, mieszkał sobie w Gdyni rybak imieniem Maciej.
Każdego dnia wyruszał w morze na połowy i wracał z łodzią pełną ryb. I tak mijały mu dni, dni zamieniały się w tygodnie, tygodnie w miesiące, miesiące w lata i tak pewnego dnia Maciej postanowił znaleźć sobie żonę.
Zwyczajem było powszechnym, że kiedy rybak upatrzył sobie kandydatkę na przyszłą żonę, pięknym okazem ryby ją obdarowywał. Maciej był zaradnym, przystojnym, miłym mężczyzną i dużym powodzeniem wśród okolicznych dziewczyn się cieszył.
Zainteresowane nim były zwłaszcza trzy przyjaciółki, które prześcigały się w zalotach:
– Macieju, jakie ładne ryby! – mówiła jedna.
– Macieju, jaką ty masz zadbaną łódź! – mówiła druga.
– Macieju, jesteś bardzo odważny, że tak co dzień wypływasz w morze! – mówiła trzecia.
I kiedy tylko Maciej poświęcał odrobinę więcej uwagi jednej z nich, dwie pozostałe były zazdrosne. Kłóciły się później głośno i okrutnie, tak że wszyscy mieszkańcy Gdyni naokoło słyszeli. Mówiły sobie przy tym przykre słowa, obrażały się i dokuczały sobie wzajemnie.
Słysząc to, Maciej postanowił, że nie poślubi żadnej z nich. Ufał jednak, że żonę i tak uda mu się znaleźć.
Nastało lato. Maciej wybrał się na Jarmark Świętego Dominika do pobliskiego Gdańska. Wszystko tam można było sprzedać i wszystko było tam można kupić! A ludzi tyle! Kupców, gdańszczan, panien!
I wśród nich uwagę jego jedna przykuła dziewczyna. Skromnie ubrana, pracowita, ojcu przy stoisku pomagała. I to jej właśnie postanowił Maciej podarować najpiękniejszego dorsza, jakiego miał z połowu.
Trzy przyjaciółki słysząc o tym, że Maciej poznał dziewczynę, wpadły w szał, a z tej złości zamieniły się w kamienie. I tak stoi przy plaży gdyńskiej pomnik trzech rybek, gdzie każda patrzy w inną stronę, ku przestrodze i pamięci, aby ze złych intencji nigdy nasze działanie nie wynikało.