Dawno, dawno temu, przed kilkoma wiekami, w Beskidach różne rzeczy się działy. I ponoć, jak legendy mówią, Beskidy pełne były czarownic.
Miejscowi widzieli, jak na Babiej Górze się spotykały. Późną nocą, kiedy wszyscy porządni i dobrzy ludzie już śpią, czarownice rozpalały na Babiej Górze ognisko, wokół którego tańczyły, śmiały się i uprawiały czary.
I była wśród nich jedna czarownica, która wyróżniała się wiekiem, wiedzą i doświadczeniem. Wszystkie inne czarownice do niej zwracały się z prośbami o porady i wskazówki. Znała ona mnóstwo czarów, żyła wiele setek lat i była najpotężniejszą z czarownic.
Nikt nie wiedział, jak ma imię ani jak dokładnie wygląda: za każdym razem inną przybierała postać. Miejscowi bali się czarownic, ale ona swoim urokiem osobistym oswajała ich lęki.
A to pomogła dziecko chore wyleczyć.
A to starszej osobie staw biodrowy wyleczyła.
A to ciężki poród odebrała.
I tak miejscowi, mimo że czarownice raczej się tępiło w tamtych czasach, poddawało torturom i pod sąd stawiało, to czarownic z Babiej Góry nie traktowali wrogo.
Była jednak w miejscowości jedna zarozumiała dziewczyna, która wszem wobec rozpowiadała, że czarownice na nią urok rzuciły i przez to nie mogła wyjść za mąż za chłopca, którego sobie wcześniej upatrzyła.
Pomówienia te doszły do czarownicy z Babiej Góry:
– Nie zostawię tak tego – stwierdziła i z dziewczyną rozmówić się postanowiła.
– Dziewczyno, my jesteśmy tymi dobrymi czarownicami, złych uroków nie rzucamy. A ten chłopiec, ja to widzę, on ma w sercu mrok. W gwiazdach zapisane jest, że z innym będziesz szczęśliwa – powiedziała dziewczynie spokojnie matczynym tonem pełnym troski.
Dziewczyna była zaskoczona: nie sądziła, że czarownica się do niej pofatyguje. Czas pokazał, że czarownica miała rację, chłopiec złym człowiekiem się okazał: ludzi okradał i w więzieniu szybko skończył. I próżny był żal za miłością niespełnioną!