Dawno, dawno temu, kiedy Miestrzejowice nazywały się Mistrzowie, był w tej miejscowości pewien kasztelan. Przejeżdżając kiedyś konno ulicami, zobaczył młodą dziewczynę, w której natychmiast się zakochał.
Dziewczyna nie była jednak zainteresowana zalotami starszego kasztelana. Na dodatek tydzień później kasztelana spotkało nieszczęście: dziki pies go pogryzł dotkliwie, kiedy czynności służbowych dokonywał w terenie.
Za jakiś czas dzikiego psa widziano błąkającego się na podwórku obok domu dziewczyny. Przypadek? Hmm…
– A to czarownica, co psu kazała mnie pogryźć! – stwierdził kasztelan o dziewczynie i o swoich wątpliwościach sąd powiadomił.
Zebrał się zatem trybunał i o czary dziewczynę oskarżył. I już miało dojść do wykonania wyroku, kiedy kat nagle przeciął wiążące dziewczynę liny i płonącą pochodnię od stosu odsunął.
– Widzę w gwiazdach, że dziewczyna oskarżona niesłusznie! Dziewczyna ma w swoich żyłach krew z krwi kasztelańskiej.
Tłum zamarł. Okazało się, że dziewczyna jest nieślubną córką kasztelana!
Słusznie zatem odrzuciła jego zaloty. A pies niezaklęty się okazał, a jedynie nieoswojony i głodny.
Jako że kasztelan innych dzieci nie miał, swoją nieślubną córkę przyjął pod swój dach, dał jej swoje nazwisko i lata zaniedbań jej wynagrodził.
Kochał się kiedyś w jej matce, ale jej rodzina nie była kasztelanowi przychylna. Uciekli z majątku, kiedy tylko zaszła w ciążę z kasztelanem. Matka dziewczyny zmarła zaś przy porodzie.
I tak przeznaczenie się dopełniło. Kasztelan po latach poznał swoją córkę, choć na początku z romansem, a później z czarownicą ją pomylił.
Morał z tej historii jest taki, że nie zawsze jest tak, jak się nam wydaje. I czasem potrzebujemy innych ludzi, żeby to odkryć. To kat poznał i wyjawił prawdę o dziewczynie, ratując jej tym samym życie.