W małym miasteczku o nazwie Pląs mieszkało wiele króliczych rodzin. Tomek, czyli mały króliczek, był jednym z mieszkańców tego niewielkiego miasteczka. Mieszkał on wraz ze swoją rodziną w starym, stuletnim konarze dębu. Tomek był najmłodszym synem pani Zofii, która posiadała jeszcze troje dzieci. Kasia była najstarszą króliczką, zaraz za nią byli Klara i Lucyfer. W sumie rodzina państwa Kicków składała się z mamy Zofii, taty Roberta i dwóch króliczek oraz dwóch królików.
Zawsze uśmiechnięta i wysoko kicająca rodzina Kicków spędzała wolny czas na poznawaniu czegoś nowego. Tak miał też wyglądać niedzielny czas wolny po obiedzie. Niestety Tomek bardzo martwił się o to, czy poradzi sobie z nowym zadaniem zleconym przez rodziców. Tomek miał iść do sklepu po zakupy, bał się jednak, że nie będzie umiał sobie poradzić z obliczeniem, ile co kosztuje.
Mama Zofia nigdy nie mówiła tego na głos, ale w głębi duszy bardzo się martwiła o swojego najmłodszego synka. Wszystkie dzieci bez problemu obliczały, co ile kosztuje i ile trzeba będzie zapłacić. Tomeczkowi nie przychodziło to z taką łatwością jak jego rodzeństwu.
Lucyfer, widząc zmartwienie na pyszczku mamy oraz obawę na pyszczku Tomka, postanowił im pomóc. Pokicał do swojego pokoju, wyciągnął białe kartki i kilka mazaków, wszystko spakował do teczki i wyruszył w kierunku rodzinki. Domownicy czekali z niecierpliwością na to, aby zobaczyć, na jaki pomysł wpadł Lucyfer.
Gdy królik był już z rodziną, każdemu przydzielił zadanie. Każdy z domowników miał na kartce napisać działanie z tabliczki mnożenia. Później Klara i Kasia te karteczki z działaniami przyklejały na drzwiach do domku, na drzwiach do pokoju, na drzwiczkach do szafki ze słodyczami, a nawet na desce toaletowej. Mama i tata przyglądali się temu ze zdziwieniem, bo nie do końca rozumieli, co miał na myśli Lucyfer.
Gdy króliczki obkleiły każdą szafkę i wszystko to, co trzeba było otworzyć, aby do czegoś się dostać, przyszedł czas na wyjaśnienia. Lucyfer wytłumaczył rodzinie, że te kartki to kody i tylko wtedy, gdy Tomeczek dobrze obliczy równanie, będzie mógł się dostać do środka. Mama szeroko się uśmiechnęła, bo przecież szafki nie mają kłódek, więc Tomeczek dostanie się do każdej z nich bez większego wysiłku. Wtedy Lucyfer wskoczył na stołek, wyprostował się i zaprotestował: zadbał on nawet o kłódki na kod. W każdym miejscu, gdzie wisi kartka, znajduje się urządzenie, w którym trzeba podać wynik.
Ledwo Lucyfer skończył mówić, a tata i Tomek zaczęli wiwatować, był to bowiem jeden z lepszych pomysłów, na jaki kiedykolwiek wpadł Lucek. Jeszcze tego samego dnia Tomkowi zachciało się świeżej marchewki, więc musiał iść do spiżarni, ale żeby się do niej dostać, musiał rozwiązać zadanie. Stał chwilę przed drzwiami i drapał się po łebku, pyszczku, liczył palce, aż w końcu zbliżył się do kłódki i wpisał wynik działania. Nagle rozległ się pisk, drzwi od spiżarni zostały otwarte. Tomek z uśmiechem wszedł do środka, aby wyjąć z koszyka smakołyk, na który miał ochotę.
Jakiś czas później króliczek nabrał chęci na zabawę samochodami, ale żeby się nimi pobawić, również musiał podać tajny kod, którym był wynik działania z tabliczki mnożenia. Tym razem Tomkowi nie poszło tak szybko. Piszczał, skakał, a nawet przez chwilę krzyczał, jednak po jakimś czasie, gdy emocje opadły, wziął się do obliczeń raz jeszcze i od razu mu się udało.
Mama Zofia przyglądała się z ukrycia, ale była dumna z pomysłu Lucyfera oraz z tego, jak świetnie sobie radzi Tomcio z obliczeniami. Ćwiczenia Tomka trwały cały tydzień, kolejny poniedziałek miał być testem sprawdzającym dla Tomka. Tym razem króliczek nie bał się już iść do sklepu. Wziął torbę, listę zakupów i wyruszył. Po piętnastu minutach był już z powrotem w domu, a tam czekała na niego niespodzianka. Cała rodzina, dumna z postępów Tomka, postanowiła wyprawić mu przyjęcie niespodziankę. Tomcio zrozumiał, że wsparcie rodziny oraz dążenie do tego, że coś uda się nam za wszelką cenę, jest bardzo ważne.
Nigdy więcej króliczek nie martwił się o to, że z czymś sobie nie poradzi. Od teraz wiedział, że wszystko jest możliwe.
Bajka urocza, ale imię Lucyfer w naszej kulturze jest uznane za nieprzyzwoite. Mi osobiście kojarzy się tylko z aniołem buntownikiem i jest synonimem słowa szatan. To tak jakby dać dziewczynce na imię Babajaga 😉 Przykro mi, ale nie polecę bajeczki rodzinie i znajomym.