Wojtek postanowił, że w tym roku będzie już sam chodził po śmurguście. Jest już dużym chłopcem. Potrafi dosięgnąć klamki! Przygotował się, zawiązał na swoim pomponiku białą kokardkę. Inne kolorowe wstążki wykopuje. Tak mówiła moja babcia.
W poniedziałek rano Waza poszedł kolędować. Po drodze powtarzał sobie wiersze, żeby ich nie zapomnieć. Powtarzał je w kółko, a one zaczęły się pokrywać. Dotarł do Anny i od razu zaczął:
„Uczta, uczta, uczta, uczta…”, ale ponieważ był zdenerwowany, nagle zapomniał, jak ma kontynuować. Wtedy dotarło do niego, że sam kończy.
„Uczta, uczta, uczta, uczta,
Nie mogę już tego zrobić,
więc daj mi pokłon,
więc nie będę tu długo.”
„No, to dla mnie fajna kolęda” – zaśmiała się Ania, zdejmując czerwoną kokardkę ze swojego warkocza i wiążąc ją na twoim na pompon.
Waza zarumienił się, że zrobił to tak źle. Ale dzielnie szedł dalej. Dotarł do swojej babci.
„Uczta, uczta, uczta,
Jestem małym króliczkiem,
Pójdziemy razem do Betlejem,
„haj dom, haj dom, tydlydom”.
Babcia śmiała się, aż jej brzuch był w węzłach. Poklepała Vashię po głowie.
„Do Betlejem? Wszystko ci się pomieszało, Kuba”.
„Nie jestem Kubą, jestem Wazą”.
„To tylko takie powiedzenie. Oto twoja niebieska kokarda. A jeśli chcesz, powiem ci, jak dobrze ułożyć wiersz.”
Váša ucieszył się, powtórzył wierszyk z babcią i z nowo nabytą odwagą poszedł na psikus. I jak mu poszło? Mama Vášy dowiedziała się, gdy Váša wrócił z kolędowania do domu.
„Mamusiu, mamusiu, jeszcze nie dostałem od ciebie kokardy. Ale chyba już nie będzie pasował” – zawołał radośnie Váša po powrocie do domu.
„Mój, mój, jaki masz łuk! Znałaś dużo wierszy, prawda? Czy opowiesz mi też jeden?”
„Pewnie.”
Vasa oczyścił gardło i zaczął:
„Przyszedłem po kolędzie,
Daj mi ukłon lub dwa.
A dla ciebie, mamo,
…mam dla ciebie jajko.”
Waza wyłowił czerwone jajko, które również wykopał, i podał je mamie. Była ona bardzo szczęśliwa. Zawiązała na kokardce Wazie szeroką czerwoną wstążkę, która była najpiękniejsza i największa ze wszystkich wstążek. Dała Wasiowi wielkiego buziaka.
„Jesteś już dużym chłopcem”.
Waza skakał z radości na pochwałę.
„A teraz biegnij na zewnątrz. Zajączek ukrył gdzieś twój prezent”.
To była najlepsza Wielkanoc, jaką kiedykolwiek miałeś. Jestem pewna, że zapamięta ją na długo. I jestem pewna, że już nie może się doczekać, kiedy za rok znów pójdzie na psikus.
Nic z tej bajki nie rozumiem…
Bez sensu ta bajka