Pewnego dnia wczesną wiosną mama kaczka niecierpliwie chodziła wokół jaj w swoim gnieździe, czekając, aż wylęgną się wszystkie jej kaczątka. I oto usłyszała pierwsze chrupnięcie. Jedno z żółtych kaczątek wychodziło na świat. Wkrótce chrupnęło po raz drugi i trzeci. Tylko czwarte, największe z jaj, wciąż nic. Mama kaczka kręciła się wokół niego, dziobiąc je dziobem, aby zachęcić je do dalszego działania, ale kaczątko w jajku nie wykluło się jeszcze.
Właśnie wtedy obok przeszła stara gęś i zobaczyła mamę kaczkę patrzącą z niepokojem na jajko.
– Mówię pani, pani kaczko, to dziwne jajo. Jestem pewna, że nie będzie z niego nic dobrego.
W tym momencie jajko w końcu pękło, a ostatnie kaczątko w końcu przebiło się na świat. Ale co to? Ostatnie kaczątko wyglądało duże, brzydkie i szare.
– Fuj, jakie brzydkie!
Inne kaczątka kręciły nosami na najmłodsze z rodzeństwa.
– A nie mówiłam? – wtrąciła się stara gęś.
Biedne kaczątko było bardzo nieszczęśliwe z tego powodu, bo wszyscy patrzyli na nie i nazywali je brzydkim kaczątkiem.
A uśmieszki i dokuczanie nie ustały nawet po chwili, dla wszystkich pozostało ono brzydkim kaczątkiem, którego jego rodzeństwo się wstydziło. Mama kaczka karciła ich i namawiała, by byli dobrzy dla kaczątka.
– Dajcie mu czas, jestem pewna, że wyrośnie na taką małą kaczuszkę jak reszta z was.
Ale nie, rodzeństwo nadal drwiło z kaczątka. I nie tylko oni. Kaczątko nie mogło już dłużej znieść dokuczania i postanowiło wyruszyć w świat. Miało nadzieję, że znajdzie miejsce, w którym nie będzie brzydkie dla innych.
Kaczątko szło bardzo długo, aż dotarło na farmę. Mieszkało tam wiele zwierząt gospodarskich, ale wszystkie przewracały oczami na widok kaczątka i pytały, dlaczego jest takie brzydkie. Kaczątko nie miało żadnych przyjaciół. Postanowiło więc żyć samotnie, z dala od innych zwierząt.
Wędrowało samotnie po okolicy przez długi czas, dni stawały się coraz chłodniejsze, aż dotarło do dużego stawu. Tam zobaczyło najpiękniejsze ptaki, jakie kiedykolwiek widziało. Śnieżnobiałe łabędzie, o wdzięcznych, długich szyjach, unoszące się z gracją na wodzie. Kaczątko obserwowało je niemal bez tchu, oczarowane.
– Chciałbym wyglądać tak jak one…
Łzy napłynęły do oczu kaczątka. Nie odważyło się wyjść z trzcin, aby jego widok nie przeraził wszystkich. W jednej chwili łabędzie rozpostarły swoje piękne skrzydła, zatrzepotały nimi nad wodą i odleciały znad stawu. Kaczątko westchnęło i w głębi serca miało nadzieję, że jeszcze je zobaczy.
Postanowiło tam na nie poczekać, nie wiedząc, że łabędzie przenoszą się na zimę z wód stojących do rzek. Tymczasem dni stawały się coraz krótsze i zimniejsze, a kaczątko było głodne i zmarznięte. Na szczęście odkryło je dwoje dzieci i zabrało do domu, by pomóc mu przetrwać zimę. Samo nie przetrwałoby do wiosny. Kiedy pogoda znów się ociepliła, dzieci wypuściły kaczątko z powrotem na wolność.
Na początku nie wiedziało, co robić, ale potem pomyślało, że może wrócić do stawu. Może znowu zobaczy te piękne białe ptaki? Szczęście chciało, że łabędzie rzeczywiście znów ozdabiały powierzchnię wody swoją wykwintną elegancją. Jakby w zachwycie, zbliżał się do stawu, gdy usłyszał, jak jeden z łabędzi mówi:
– Cóż, jesteś pięknym małym łabędziem, chodź tutaj.
Kaczątko pomyślało, że łabędź robi mu kawał, ale chciało zobaczyć go z bliska, więc nieśmiało podeszło do stawu. W tym czasie przyleciały inne łabędzie i wszystkie zachwycały się pięknem naszego kaczątka. Co się dzieje? Dlaczego tak mówią? W głowie kaczątka kłębiły się przeróżne pytania. Nagle zauważyło swoje odbicie w wodzie. Kaczątko zobaczyło, że wygląda zupełnie jak te piękne ptaki. Miało białe pióra, długą, wdzięczną szyję, krótko mówiąc, stało się pięknym łabędziem!
Kto wie, jak to się stało, że jajo łabędzia trafiło do gniazda kaczki. Cóż, tak się stało i tak powstała ta historia o kaczątku, które różniło się od innych wokół niego. Ale niegdyś brzydkie kaczątko było teraz uroczym łabędziem i wkrótce zapomniało o wszystkich kłopotach, których doświadczyło.