Nieopodal rzeczki, poza granicami niewielkiego miasteczka znajdował się mały lasek. Lasek jak to lasek, miał polanę, rosło w nim trochę iglastych drzewek. Czasami pojawiła się tu także dzika zwierzyna, zagubiony łoś czy zalatana mała sarenka. Pewnego dnia jednak do lasu zawitał nietypowy gość – mały kotek. Skąd się tu wziął? Tego nie wiedział nikt.
I nikt by na to nie zwrócił uwagi, gdyby nie zauważyła go sowa Mądra Głowa. O, to była istota najmądrzejsza w tej części świata. Nocą latała i obserwowała całą okolicę, a wysoko na drzewach miała swoje skromne mieszkanko. Pod jednym z tych drzew pewnego dnia zauważyła coś nietypowego – coś, co się ruszało, coś, co oddychało i na pewno nie było czymś, co ludzie chętnie wyrzucają w lesie, a co go skutecznie zaśmieca.
Sowa zbliżyła się do tego czegoś i delikatnie musnęła to dziobem. Ku jej zdziwieniu puchaty woreczek się poruszył.
– Kim jesteś? – zapytała sowa. – Nigdy wcześniej nie widziałam cię tutaj.
– Jestem małym kotkiem, który się zgubił – żałośnie zamiauczał koteczek. Rzeczywiście był bardzo malutki.
– A gdzie jest twoja mama, mały kotku? – zapytała uprzejmie sowa.
– Nie wiem – odpowiedział jej koteczek. – Nie widziałem jej już od paru dni.
– Rozumiem, pewnie jesteś głodny, zmęczony i przestraszony… – Mądra sowa pokiwała głową. – Ale jak się tutaj znalazłeś?
– Wyszedłem z domu, pogoniło mnie jakieś stworzenie, które wydawało z siebie dźwięki takie hauu, haauu, i biegłem przed siebie tak długo, aż go zgubiłem i dotarłem tutaj.
Sowa zaczęła się zastanawiać, skąd kotek mógł się tutaj znaleźć. Rozumiała już, że uciekał przed jakimś wyjątkowo złośliwym psem, który widocznie lubił straszyć małe kotki.
– No dobrze, koteczku, a możesz mi opisać miejsce, z którego przychodzisz? – zapytała.
– Nie za bardzo wiem, gdzie to jest… Ale mieszkałem z mamą na strychu pewnego dużego domku. Domek ten miał brązowy dach i był wysoki. Była tam też krowa, a także kury – próbował opisać koteczek. – Moja mama pewnie za mną bardzo tęskni – miauknął smutno.
– Nie przejmuj się, mały, coś wymyślimy. – Sowa uśmiechnęła się do niego. – Ale najpierw powiedz mi jeszcze coś więcej.
No i koteczek starał się z całych sił opisać, jak wyglądał płot koło domu. Wspomniał też o gospodarzach, którzy w tym domu mądrze zajmowali się gospodarstwem. Opisał rosnące i pachnące miło kwiatki. Sowa słuchała i słuchała. A następnie powiedziała do koteczka:
– Najpierw zorganizuję dla ciebie jakieś jedzenie, a następnie rozejrzę się po okolicy. Niedaleko jest wioska, w której mieszkają ludzie. Jest szansa, że to właśnie tam znajduje się twój dom. Spokojna głowa, maluchu. Wszystko na pewno dobrze się skończy.
Rzeczywiście, jak powiedziała, tak zrobiła. W krótkim czasie zorganizowała trochę mleczka dla naszego biednego koteczka i nakazała lisicy ogrzać kotka swoim ciałem, bo cały się trząsł. Lisicy nie było to w smak za bardzo, ale to sowa rządziła w tym pięknym zakątku.
Potem sowa wzniosła się ponad drzewa i tyle ją widziano. Zjawiła się dopiero nad ranem, kiedy słońce było już dobrze widoczne nad horyzontem.
– Już chyba wiem, gdzie trzeba cię zaprowadzić – powiedziała do koteczka. Podziękowała też lisicy za opiekę. A potem ponownie zwróciła się do mruczka: – Wieczorem, jak już się wyśpię, zorganizuję dla ciebie transport i wrócisz do swojej mamy.
Sowa znana z tego, że nigdy nie rzucała słów na wiatr, jak obiecała, tak zrobiła. Późnym wieczorem, kiedy słońce już na dobre zaszło, a na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy, zawołała swojego przyjaciela sokoła.
– Hej, Sokole Oko! Jest pilna sprawa. Ten oto miły koteczek musi wrócić do swojej mamusi – zwróciła się do sokoła.
– Aha. Niech ci będzie. Rozumiem, że chcesz, żebym go tam zabrał? Gdzie dokładnie powinien się znaleźć?
I sowa dokładnie opisała mu miejsce. Sokół nie zastanawiał się dwa razy. Podrzucił koteczka na swój grzbiet i wzniósł się z nim wysoko w przestworza.
– Sowa to mądra głowa, ona tu rządzi. Ale rządzi mądrze, więc każdy jej słucha – powiedział sokół do koteczka. – Jest także moją bardzo dobrą przyjaciółką i kiedyś uratowała mi życie. A teraz ratuje je tobie. To najlepsze stworzenie, jakie kiedykolwiek poznałem. Masz ogromne szczęście, że na nią trafiłeś.
– Dziękuję – tyle tylko zdołał powiedzieć nieco zziębnięty, ale też podekscytowany myślą o powrocie do domu koteczek.
Jakież było zdziwienie jego mamy, kiedy go wkrótce zobaczyła, całego i zdrowego! Już myślała, że nigdy się nie zobaczą. Padli sobie oboje w ramiona i przytulili się do siebie. W tej scenie było coś tak emocjonującego, że sokół wykorzystał chwilę, w której kotki były zajęte sobą, i po prostu się ulotnił, wzlatując z powrotem w przestworza.
Tymczasem kocia rodzina nie posiadała się ze szczęścia. Znowu byli razem i to było najważniejsze. Kocia mama obiecała sobie, że już nigdy nie spuści z oczu swojego dziecka, aby już nigdy nie zagrażało mu żadne niebezpieczeństwo.